środa, 23 marca 2011

Czas zachwytów

Było już o Harlanie Cobenie, więc czas na kolejnego mojego autora-ulubieńca. Carlos Ruiz Zafón znany jest w naszym kraju głównie poprzez "Cień wiatru" i "Grę anioła". Książki te, choć dość opasłe, pochłonęłam z wielką przyjemnością. Ale od początku...


"Grę anioła" dostałam w prezencie. Wcześniej nie słyszałam o jej autorze, a tym bardziej o jego innych książkach. Szczerze mówiąc jej obiętość trochę mnie przeraziła (jakieś 600 stron!), ale po lekturze pierwszych kilkunastu (może nawet kilku) stron wpadłam w zachwyt. I był to najprawdziwszy z zachwytów. Nie chodzi tu tylko o historię w ksiażce opowiedzianą, ale również, a może przede wszystkim o język autora. Zafón pisze po prostu genialnie. Bawi się słowami w taki sposób, że nic tylko czytać! W "Grze anioła" przenosi nas do Barcelony lat dwudziestych. Śledzimy losy młodego pisarza, który dostaje listy od tajemniczego "przyjaciela", który prosi go o napisanie pewnej książki. Akcja toczy sie błyskawicznie, często przy udziale zjawisk, które trudno racjonalnie wytłumaczyć. 

                                                    


"Cień wiatru" to kolejna książka Zafóna, którą przeczytałam. Jest to jakby druga część "Gry anioła", choć nie pojawiają się w niej ci sami bohaterowie. Opowiada ona o chłopcu, który dostaje niezwykłą książkę zapomnianego już autora. Chłopiec jest zachwycony przeczytanym dziełem, ale nie spodziewa się, że niedługo będzie musiał je chronić. I tu autor przenosi nas do Barcelony, a rzeczy dzieją się również w niewyjaśnionych okolicznościach. Trochę zła, strachu, niepewności, ale również miłości i przyjaźni przeplatają się w tej książce, tworząc niesamowitą całość. 

                                                   

Polecam również inne książki tego autora: "Marinę" czy "Książę mgły" (którego właśnie czytam-dziękuję Asiu ;) ). Jeżeli chcecie dowiedzieć się jak wygląda Cmentarz Zapomnianych Książek i gdzie się znajduje, chcecie przenieść się w świat magii i poznać niezwykłe historie przyjaźni i miłości, koniecznie sięgnijcie po książki Zafóna. Jeżeli i to was nie zachęciło, to przeczytajcie je ze względu na styl autora (o którym wcześniej), który naprawdę potrafi zachwycić. 


czwartek, 17 marca 2011

Sala samobójców

Zanim wybrałam się do kina, słyszałam o tym filmie różne opinie. Większość pozytywnych, ale zdarzyły sie też głosy rozczarowania, więc zastanawiałam się jakie "Sala samobójców" zrobi wrażenie na mnie. I szczerze powiem, totalnie mnie "ruszył". 

Dla mnie, ten film opowiada o zagubieniu, o poszukiwaniu, o trudnych próbach bycia sobą. Porusza on ważne aspekty życia, które, nawet po części, dotyczą każdego z nas. Do mnie najbardziej przemówiły dwie rzeczy: jak ważna jest rola rodziców, w życiu każdego człowieka, szczególnie młodego oraz to, jak niebezpieczni potrafią być ludzie. Istotne jest to, kto stanie na naszej drodze w ważnych dla nas momentach. 

W filmie, na drodze Dominika pojawiła się Sylwia i niestety, był to najgorszy z możliwych scenariuszy. Dziewczyna stworzyła sobie wirtualny świat, który był dla niej bardziej prawdziwy niż rzeczywistość. Do sali samobójców zapraszała osoby zagubione i słabe psychicznie, którym wmawiała, że śmierć jest wolnością, jedyną alternatywą dla ich beznadziejnego życia. Jak mówiła, jej marzniem było połknięcie dużej ilości tabletek i popicie tego alkoholem. Miało to być bezbolesne uwolnienie się od dręczącej ją rzeczywistości. 

Duże wrażenie zrobiła na mnie scena, w której Dominik dzwoni do wynajętego kierowcy. Okazuje się, że mężczyzna jest na drugim końcu miasta i przyjedzie po chłopaka najwcześniej za godzinę. Dominik wpada w szał i krzyczy do słuchawki "Ze mną się jest!". Był to krzyk rozpaczy i nie chodziło tu o to, że kierowca nie może po niego przyjechać w tej chwili. Było to wołanie o pomoc kogoś, kto boi się samotności, a jednoczęsnie ta samotność stale mu towarzyszy. 

Nie chciałabym zdradzać za dużo, żeby ktoś kto wybierze się na film, mógł przeżywać wszytko na bieżąco. Dlatego nie powiem jak zakończyła się historia Dominika. Jednocześnie zachecam do obejrzenia filmu. Niewątpliwie zmusza do myślenia i nie pozwala o sobie zapomnieć. 


czwartek, 10 marca 2011

" Ja chcę jeszcze raz!"

Uwielbiam polski dubbing! Mówię oczywiście o filmach animowaych (dubbing w innych filmach jest, delikatnie mówiąc, średni). Wszystkie części "Shreka", "Madagaskaru", "Epoki lodowcowej" są, moim zdaniem, genialne w warstwie dubbingowej (nie odważyłabym się oceniać animacji :) ). To, co polscy aktorzy wyczyniają swoim głosem przed mikrofonem, a co potem możemy usłyszeć w sali kinowej, jest czymś nad czym w zachwytach rozpływać bym się mogła długo. Jak się pewnie domyślacie, mam swoich animowanych ulubieńców.

Pierwszym z nich jest niezapomniany przyjaciel Shreka-Osioł. Ogromna zasługa w tym Jerzego Stuhra, który stworzył tę postać, ale również autora dialogów, dyżurnego polskiego dialogisty- Bartosza Wierzbięty. Obejrzenie "Shreka" po raz pierwszy gwarantuje, że nie będzie to ostatni raz. A potem, już można się tylko uzależnić. Ja oglądałam ten film już tysiąc razy, scenariusz znam niemal na pamięć, ale za każdym razem dialogi wywołują u mnie uśmiech. Znajomość filmu sprawia też, że czekam na swoje ulubione momenty. "Zainwestuj w tick-taki, bo ci jedzie!", "Shrek, ty uprzedzaj jak ci się wymsknie. Ja tu się cieszę górskim powietrzem.", "Daleko jeszcze?", "No i skończyło się rumakowanie", "To bracie, bracie daj jej troche ciepła i już. One lecą na takie bajery." to tylko niektóre z moich ulubionych tekstów Osła. Szczerze powiem, że choć wszystkie części "Shreka" bardzo mi się podobały, to jednak pierwsza zawsze będzie moją ulubioną. "Bo ogry są jak cebula, mają warstwy." :)

Kolejnym moim ulubieńcem jest Sid z "Epoki lodowcowej". I tu znowu gratulacje należą się dubbigującemu aktorowi- Cezaremu Pazurze. Sid, podobnie jak Osioł do Shreka, "przykleja" się do mamuta Manfreda i za wszelką cenę chce zostać jego przyjacielem. Leniwiec Sid również ma teksty, które powalają mnie na kolana. "Wykukać coś do szamanka umie tylko prawdziwy bohater"- to tylko próbka jego możliwości. Uroku dodaje mu również charakterystyczny sposób mówienia, który jeszcze potęguje efekt.

Natomiast moim mistrzem dubbingu jest Jarosław Boberek, a moją miłością w jego wykonaniu, król Julian z "Madagaskaru". Dla mnie to "najgenialniejsza" (wymyśliłam to słowo na potrzeby tego posta ;) ) postać animowana. Każdy, dosłownie każdy tekst Juliana jest śmieszny. Chyba nie skuszę się na wymienianie moich ulubionych, bo pewnie nie wystarczyłoby miejsca albo nikomu nie chciałoby się tego czytać :) Odsyłam do obejrzenia filmów (jeżeli jest ktoś, kto jeszcze ich nie widział-to bym się zdziwiła). Gwarantuje, że zarówno pierwsza jak i druga część sprawiają, że pęka się ze śmiechu.

Takich ulubionych postaci mam jeszcze wiele, ale postanowiłam się ograniczyć do tych trzech (kolejność wymieniania przypadkowa). Może jeszcze kiedys wrócę do tematu i znowu zarzucę was garścią pochwał pod adresem polskiego dubbingu. ;)

Ciekawa jestem czy i wy macie swoich ulubionych animowanych bohaterów lub dubbigujących aktorów. Piszcie! :)

sobota, 5 marca 2011

" Wysłów się!"

Nigdy nie uważałam się za fankę kryminałów. Do czasu...

Wszystko zaczęło sie wraz z sięgnięciem po książkę Harlana Cobena (nie pamiętam, która była pierwsza; pod napisem "przeczytane" już kilka jest). Historie w tych książkach wciągają od pierwszych stron, potem napięcie tylko rośnie. Gdy wydaje ci sie, że znasz już rozwiązanie zagadki, jesteś w błędzie. Wszystko komplikuje się tuż przy finale,a gdy napięcie i ciekawość sięgają zenitu, rostrzygnięcie naprawdę szokuje. Niemal pewne jest, że na jednej książce nikt nie poprzestanie.

Najbardziej lubię ksiązki, w których głównym bohaterem jest Myron Bolitar-była gwiazda koszykówki, której kontuzja zamknęła drogę do międzynarodowej kariery. Zostaje on agentem sportowców (potem także i innych gwiazd), ale zazwyczaj jest on naczelnym detektywem kryminału. Jednak to nie on jest moim ulubieńcem, jeżeli chodzi o książki Cobena. Wprost uwielbiam (tak,to dobre słowo) najlepszego przyjaciela Myrona- Windsora Horne'a Lockwooda Trzeciego.  Mimo, że jest on, delikatnie mówiąc, psychopatą, wzbudza we mnie same pozytywne emocje. Przede wszytkim jest oddanym przyjacielem, który w każdy możliwy sposób (naprawdę każdy, nawet nie do końca legalny) pomaga przyjacielowi. Bez niego, Myron nie rozwiązałby nawet połowy łamigłówek. Bardzo lubię też charakterystyczny sposób, w jaki Win odbiera telefon (patrz tytuł posta).

Tutaj gratulacje należą się autorowi. Coben stworzył bohatera, który generalnie nie powinien wzbudzać pozytywnych odczuć, ale czytając książkę, nie da sie Wina nie lubić. Dlatego też, zachęcam wszytkich do sięgnięcia po książki Harlana Cobena. Chociaż główną rolę odgrywają tu kryminalne zagadki, znaleźć w nich można również opowieści o miłości, przyjaźni oraz różnych międzyludzkich relacjach.

środa, 2 marca 2011

Oscarowo ;)






Najważniejsze nagrody filmowe rozdano! 

Bardzo cieszy mnie Oscar dla Natalie Portman, za pierwszoplanową rolę kobiecą. Przyznam, że "Czarny łabędź" zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zarówno opowiedziana w nim historia, jak i cała oprawa, robią piorunujące wrażenie. Film nie jest prosty, jednoznaczny. Nawet po wyjściu z kina zmusza do myślenia, analizowania, studiowania historii. Jeżeli ktoś nie widział lub waha sie, to polecam. Moim zdaniem, naprawdę dobre kino. 
Uradowały mnie również wyróżnienia dla "Alicji w Krainie Czarów" (za scenografię i kostiumy). Chyba każdy kto widział film zgodzi się, że kostiumy odgrywają tam bardzo ważną, jeżeli nie jedną z najważniejszych ról. Mnie osobiście, najbardziej podobał sie Kapelusznik. Cały jego strój tworzy postać. Bez tego, nawet genialne aktorstwo Johnny'ego Deppa, nie przemówiłoby do wyobraźni widza w tym stopniu. 
Niestety, nie widziałam jeszcze "Jak zostać królem", który został okrzyknięty "wielkim wygranym" tegorocznych Oscarów. Mam zamiar nadrobić, jeżeli tylko nadarzy się okazja ;)