poniedziałek, 14 listopada 2011

Pan Nikt

"Mr. Nobody" to film, na który koniecznie chciałam sie wybrać do kina. Zapowiadany jako niesamowity, zjawiskowy, lepszy niż "Incepcja", przyciągnął moja uwagę. Do kina, niestety nie udało mi się na niego wybrać (z bliżej nieokreślonych powodów), ale szczęśliwie miałam okazję zobaczyć go kilka dni temu. 

Cywilizacja rozwinęła się na tyle, że skolonizowaliśmy Marsa, a i bój z wszelkimi chorobami, wygraliśmy. Tytułowy Nemo Nobody jest najstarszym śmiertelnym człowiekiem na naszej planecie. Poprzez jego rozmowy z  diabolicznie wyglądającym lekarzem oraz dociekliwym dziennikarzem, dowiadujemy się, jak wyglądało życie mężczyzny. I tu zaczyna być dość chaotycznie. Poznajemy życie Nemo w różnych wersjach, uwarunkowanych wyborami, jakich dokonywał, mniej lub bardziej świadomie. Najważniejszą chyba decyzją był wybór między matką, a ojcem, po rozwodzie rodziców. Następnie dowiadujemy się, co oba wybory mogły przynieść. 

Podejrzewam, że film miał pokazywać, jak ważne są nasze wybory i że każda decyzje niesie określone konsekwencje. Niestety w pewnym momencie, film staje się na tyle zagmatwany, że trudno nam zorientować się, w którym momencie jesteśmy i dlaczego dzieję sie tak, a nie inaczej. 

Ciekawą teoria pojawiającą się w "Mr. Nobody" jest założenie, że przed urodzeniem, dzieci znają swoją przyszłość. Tuż przed narodzinami, Anioł Zapomnienia wymazuje naszą pamięć i rodzimy się skaznai na życie w niewiedzy. Podobno Nemo został pominięty przez Anioła i znał swoją przyszłość także po narodzinach. 

Dla mnie film był za bardzo zawiły i pogmatwany (być może spowodowane było to dość późną porą oglądania). Myślę jednak, że film warto obejrzeć, chociażby dla samego faktu poznania jego treści. 


P.S. "Incepcja" podobała mi sie bardziej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz